Mężczyzna dający kwiaty wielu kobiecym rękom i napis Randkowanie z kilkoma osobami na raz. Dlaczego to nie działa

Mogłoby się wydawać, że randkowanie z kilkoma osobami w tym samym dniu albo w czasie trwania weekendu, to świetny pomysł. Takie porady sugerują też osoby zawodowo zajmujące się tematem podrywu, uwodzenia itp. Poznajemy w ten sposób kilku kandydatów_ki, więc ograniczamy czas na przygotowanie się do randki, dojazd do miejsca spotkania itp. W obliczu możliwego rozczarowania poznaną osobą staramy się zoptymalizować wysiłek i czas włożony w szukanie partnera_ki w sieci. Z tego powodu organizujemy sobie tych spotkań więcej. Zakładamy, że mamy wówczas większą szansę na spotkanie kogoś sensownego. W końcu niewielkim wysiłkiem można pójść na dwie randki, jedna po drugiej albo jedna przed, a druga po pracy, zamiast jednej.

Jest to kuszący pomysł.

Ale!

Okazuje się być nieskuteczny. Niby poznajemy więcej osób, ale żadna z nich nie staje się nam bliska. W tym tekście powiem Ci, dlaczego tak się dzieje.

Proces poszukiwania partnera zaczyna się traktować jak inwestycję, w której nie ma miejsca dla emocji i empatii dla ludzi, który stają się tylko profilami. Trudno, żeby pojawiły się jakiekolwiek romantyczne uczucia kiedy randka przyjmuje postać rozmowy kwalifikacyjnej, castingu albo spotkania z klientem. Wszak, nowy kandydat już zbliża się do umówionego miejsca i będzie odpowiadał na te same pytania. Nie ma tutaj ani zabawy, ani autentycznego zaciekawienia drugą osobą. Jest za to pobieżny ogląd i szybka ocena – „nadaje się” albo „nie nadaje się”.

Zdecydowanie rozumiem, że ludzie są zapracowani i nie mają zbyt wiele czasu, żeby angażować się w każde spotkanie, wydzielając na nie czas, który mógłby być inaczej spożytkowany. Stąd pomysł na szybką kawę przed pracą (serio! Nawet o 8.00), lunch albo ekspresowy drink zaraz po pracy. Tylko czy takie okoliczności nie sprzyjają temu, aby ludzie mogli się otworzyć i poczuć komfortowo, skupić na nowopoznanej osobie.

No nie.

Randkoprzeglądy czyli randki zero

Randkoprzegląd (określenie ukute przez Logan Ury) czy jak ktoś woli randka zero, to spotkanie rozpoznawcze, służące temu, aby sprawdzić z kim mamy do czynienia, jeszcze bez intencji pójścia na „prawdziwą randkę”. Innymi słowy, szybka kawa, to organizacyjnie najmniejszy wysiłek, żeby zweryfikować jak wygląda i zachowuje się osoba poznana na portalu albo aplikacji randkowej. I tutaj nie mamy zbyt dużej tolerancji dla ewentualnych mankamentów urody czy nietypowego zachowania. Jesteśmy jak gilotyna Hume’a, stwierdzamy jak powinno być, na podstawie tego, jak jest.

W dodatku, za kryterium oceny kandydata_ki przyjmujemy czy pojawi się tzw. „chemia”. Oczekujemy na jakiś impuls ciała, reakcję fizjologiczną organizmu albo chociaż jakiś znak, że ta relacja ma szansę na rozwinięcie. Tymczasem, naprawdę trudno spełnić czyjeś oczekiwania w takich okolicznościach. Skupianie się ma ocenie kandydata_ki sprawia, że odbywamy rozmowę kwalifikacyjną, a nie miło spędzamy czas.

Przyznacie, że nastawienie na wykonanie zadania, w tym wypadku: pójść na randkę-sprawdź-oceń i przejdź do następnej osoby, nie daje zbyt wiele możliwości, aby jakiekolwiek pozytywne emocje i uczucia mogły się pojawić.

I ok, może traficie na kogoś, kogo widok wzburzy Wam krew w żyłach. Jednak umówmy się, taka iskra może zgasnąć równie szybko, jak się pojawiła. Ocenianie przyszłego partnera tylko pod tym względem bywa dość niebezpieczne. No chyba że szukacie tylko znajomości typu one night stand albo friends with benefits.

I co ważne, wiecie, że brak iskry nie przekreśla szansy na fajną relację? Tak samo pojawienie się tzw. chemii nie gwarantuje dozgonnej miłości.

Trzymanie kilku srok na ogon – dlaczego, to nie zadziała?

Wielokrotnie pisałam już o tym, że paradoksalnie to, co jest plusem portali i aplikacji randkowych, jest jednocześnie źródłem naszych problemów. Możesz o tym przeczytać np. w tekście o 4 błędach w randkowaniu online.

Chodzi tutaj o dostępność kandydatów. W efekcie, zamiast znaleźć partnera i stworzyć związek, stoimy w miejscu. Maksymalizacja szans poprzez randkowanie z kilkoma osobami i zwiększenie ilości randek nie prowadzi do poprawy naszej sytuacji. Co ważne, dotyczy to nie tylko osób, które faktycznie otrzymują dużo przejawów zainteresowania i mają poczucie bycia pożądanymi, ale też tych, które nie są zadowolone z własnej sytuacji na portalu lub aplikacji randkowej.

Im więcej opcji, tym trudniej jest się nam na coś zdecydować, a nawet jeśli, to jesteśmy mniej zadowoleni z podjętego wyboru

Ostatnio w rozmowie, która jest dostępna jako podcast na Spotify przywoływałam eksperyment z dżemami (jego autorami są S. Iyengar i M. Lepper). Klienci w sklepie mieli możliwość smakowania dżemu. O ile słoików było niewiele (np. 6), to ludzie chętnie je kupowali. Kiedy ta liczba rosła (maksymalnie było ich 24), mało kto decydował się na zakup.

Z jeszcze większym dylematem, kogo wybrać, mierzą się użytkownicy aplikacji i portali randkowych. Co więcej, nawet jeśli już kogoś wybiorą, to i tak świadomość, że zrezygnowali z pozostałych, być może lepszych kandydatów_ki, sprawia, że wątpią w swoją decyzję. W efekcie są z niej mniej zadowoleni.  W praktyce wygląda to tak, że ludziom trudno zdecydować się na relację opartą na wyłączności i stale poszukują kogoś lepszego.

Im mamy więcej opcji, tym bardziej jesteśmy wymagający, wpadamy w spiralę oczekiwań i rozczarowań.

Korzystanie z aplikacji lub portalu randkowego daje nam złudne poczucie, że możemy być wybredni co do tego, z kim nawiążemy znajomość. Duża dostępność kandydatów_ek, otrzymywane sygnały bycia pożądanymi sprawiają, że stajemy się czasami zbyt pewni siebie. W efekcie, znacząco poszerzamy zakres naszych oczekiwań względem potencjalnego partnera_ki.

Jeśli na spotkanie przyjdzie ktoś, kto nie zdoła sprostać naszym wymaganiom, zostanie odrzucony. Ludzie traktują to jako porażkę i zaczynają szukać dalej. Za każdym razem mają nadzieję, że kolejna osoba okaże się być tym ideałem, który poznali w sieci. Inna sprawa, że kiedy zapytamy znajome pary o to, czy są w swoim typie, to okaże się, że niekoniecznie spełniali wszystkie swoje wymagania. Przykładowo, kobieta zaakceptowała, że mężczyzna miał o 2 cm mniej wzrostu od niej. Z kolei jej partner chociaż liczył na młodszą partnerkę, to ostatecznie ożenił się z 4 lata starszą kobietą itp.

Zdarza się, że ludzie na portalach randkowych podwyższają poprzeczkę do tego stopnia, oczekując przy tym oznak tzw. chemii, że przez całe miesiące (a nawet i lata) nie przekroczą granicy jednej randki.

Im większy wybór, tym skupiamy się na innych kryteriach – tych mierzalnych i porównywalnych

Pamiętacie eksperyment z dżemami? Wyobraźcie sobie, że podejmujecie decyzję, który z nich kupić. Próbujecie porównywać kolejne słoje, patrzycie na ich etykiety, kształt słoika, kolor, cenę itp. Nasz mózg skupia się na cechach, które można zmierzyć i porównać ze sobą.

Dokładnie w ten sam sposób dokonujemy oceny osób na portalach i aplikacjach randkowych. Serwisy randkowe podkreślają cechy powierzchowne, prezentując użytkowników w określony sposób. W efekcie jeszcze mocniej cenimy właśnie te cechy. Stoi za tym jeden z błędów poznawczych, tzw. efekt skupienia.

Tymczasem oceniając ludzi głównie przez pryzmat ich wyglądu (wagi, wzrostu, sylwetki itp.), ignorujemy te cechy, które są oceniane jako najistotniejsze w perspektywie stworzenia długoterminowego związku.

I ok, czasami aplikację zawierają listę zachowań, upodobań czy preferencji danej osoby albo cechy jej osobowości. W części dotyczącej siebie użytkownicy również opisują kim są. Tylko tak jak w przypadku wspomnianych wcześniej dżemów, tak również przy okazji poznawania osób w sieci, konieczne jest doświadczenie.

Dżemu smakujemy, a ludzi poznajemy i odkrywamy ich głębię. Nadal jednak nie można tego zrobić masowo. Słodką, truskawkową marmoladą można szybko się nasycić, a od kilku randek jednego dnia również może zemdlić. Trudno wówczas zachować tę samą ciekawość i uważność kiedy spotyka się z jedną albo trzema osobami. Zwłaszcza gdy ma się przy tym plany na kolejne trzy randki następnego dnia.

Alternatywa dla randkowania z kilkoma osobami

Uczyń z randki randkę. Nie prowadź rozmowy kwalifikacyjnej, castingu ani rankingu kandydatów. O tym, jak to zrobić, napiszę przy okazji kolejnego wpisu.  

Zastanów się, czy chciałbyś_abyś iść na spotkanie, w czasie którego komuś wystarczy 20 min, żeby napić się kawy, a w międzyczasie ocenić, jak wyglądasz, wysławiasz się i czy robisz efekt wow?

Wątpię.

Zachęcam do tego, żeby zachować jakąś higienę korzystania z aplikacji i portali randkowych. Mam na myśli ograniczenie czasu, kiedy jest się zalogowanym, swipowanie tylko tych osób, z którymi ma się ochotę na rozmowę i nawiązanie znajomości jednoczenie z kilkoma a nie kilkudziesięcioma osobami, z którymi później możliwe będzie spotkanie w realu.

Chodźcie na randki z osobami, które w jakiś sposób Was zainteresowały – a do tego potrzebna jest chociaż krótka wymiana wiadomości.

No i co do samych randek – dajcie ludziom szansę. Tak po prostu.

Bez oczekiwania, że muszą być idealni i uruchamiać motyle w brzuchu.

Bo wiecie, trawa zawsze będzie bardziej zielona po drugiej stronie. W tym wypadku, na portalu albo aplikacji zawsze znajdzie się jakaś osoba, która będzie bardziej atrakcyjna itp. Nie wiecie jednak, czy będzie dobrym partnerem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.